– Chodź, właśnie obieram ziemniaki na knedle.
Teresa wskazuje kuchnię, wąską jak przedział kolejowy. Gratka idzie za gospodynią.
Pomieszczenie przypomina małe laboratorium. Jeżeli dobrze poszukać, znajdzie się każdy pierwiastek: goździki, Pięknego Jasia, śliwki w occie. Wystarczy stanąć na środku kuchni i – niczym wieloręka bogini Kali – sięgać równocześnie: jedną ręką do lodówki po jajka, drugą po ziemniaki z worka, trzecią wystawić kubeł na śmieci, czwartą wyjąć nóż z szuflady, piątą opłukać garnek, szóstą zamknąć okno. Na takim metrażu dwie osoby to tłum. Albo bliskość. Między białym PRL-owskim kredensem a rozkładanym stolikiem z Ikei, między szufladami a oknem wychodzącym na burą ścianę bloku można znaleźć wszystko. Nawet spokój.
Od lat nie siedziała na taborecie. W kawiarniach stoją tylko welurowe fotele, krzesła i hokery. To nie są czasy dla taboretów, na których wygodnie można się kiwać w przód i w tył albo obierać ziemniaki. Spotyka się je już tylko na pchlich targach albo w mieszkaniach emerytów. Kulawe, ze zdartym lakierem, spod którego – jak skóra spod przebitego pęcherza – wygląda nagie drewno. Gratka siada na taborecie. Stawia stopy na podłodze. Wysokość jego nóg pasuje do jej wzrostu. Od czubków palców po pięty czuje przez skarpetki zimno płytek udających marmur. Miła odmiana od wytyczania obcasami ścieżek w miękkiej wykładzinie kancelarii komorniczej. Oraz od lęku, że wygląda jak dziewczynka, która tylko się przebrała za panią mecenas. Przyszła tutaj, żeby zdjąć swój pancerz. Bierze wdech. Chciałaby, żeby tak wyglądały wizyty u matki. Oczekuje tego od niej i za każdym razem doznaje zawodu.
Postanowiła radzić sobie inaczej. Jeśli już ma popołudnie bez dzieci, czyli bez zaganiania do nauki, awantur o zawartość tłuszczu w mleku albo o to, kto może nosić bluzę zostawioną przez ojca, to zajmuje się sobą. Wreszcie znalazła kogoś, kto spędzi z nią czas, kto jej wysłucha albo pobędzie z nią w ciszy.
Ogłoszenie podsunął jej Groupon. Szło jakoś tak:
Rodzina setki kilometrów stąd, a Ty nie masz czasu na odwiedziny? Może podzieliło was coś innego niż odległość, a Ty szukasz domowego ciepła? W ofercie ”Nie ma jak u mamy” z pewnością znajdziesz coś dla siebie!