Wojtek Friedmann opowiada tak dobrze, plastycznie, wciągająco i pięknie, że aż dziw, że ta bajera dopiero teraz ukazuje się w druku. W jego historyjkach jest warszawsko-uliczne poczucie humoru, knajacki sznyt, ale też autentyczne wzruszenie światem, empatia w stosunku do bohaterów, czar, oddech, pogoda ducha. Ukazuje się pełno książek zbyt mądrych, grobowo poważnych i nadto nadętych. Baśka to antidotum, zejście na ziemię. Friedmann pisze znakomicie, bo nie musi.
– Jakub Żulczyk
Friedmann ma warszawski słuch absolutny. I warszawskie przeżycie, z którego szyje autentyczne opowieści. I warszawską gadkę – językowo ta książka jest naprawdę rewelacyjna. Być może to czas akcji i miejsce (Ochota, Warszawa) sprawia, że mnie tak porwała, ale Wojtek Friedmann wcale nie bazuje na pornostalgicznym wehikule czasu. Chwyta ten świat mijający w opowieściach dla dorosłych, ale podszyty Bahdajem. Właściwie to Bahdaj dla starszej młodzieży (np. czterdziestoletniej). Po lekturze ta młodzież we mnie odżyła. Dużo czytelniczej radości.
– Juliusz Strachota
W opowieści Friedmanna Baśka jest jednak raczej spoiwem pozwalającym skleić w całość wspomnienia bohaterów książki. Bezprizornych dzieciaków z Ochoty, dorastających na przełomie lat 80. i 90. i żyjących nie tyle na granicy prawa, ile kawałek za nią. Drobne kradzieże, pokątny handel wódką. Wyznają oni zarazem swoisty kodeks honorowy, mający niewiele wspólnego z prawem, za to bardzo dużo – z przyjaźnią, a może raczej „swojactwem” chłopaków z tej samej dzielnicy.
Wojciech Friedmann świetnie to opowiedział, niezwykle umiejętnie posługując się slangiem warszawskiej ulicy. Tak sprawnie, że paru sformułowań nie zrozumiałem, narodziły się w czasie, gdy nie miałem już specjalnego kontaktu z ulicznym językiem. Widzę, że dla młodszych czytelników taki sposób opowiadania jest rodzajem literackiego objawienia. A dla mnie – wręcz przeciwnie: urok „Baśki” bierze się z tego, że jest to książka cudownie staroświecka. Tak się dzisiaj nie pisze – a ja w dużej mierze właśnie na podobnych książkach uczyłem się literatury.
Nie chodzi tu o konkretne zapożyczenia. Trochę tu klimatu z zapomnianych dziś na rzecz anegdot o autorze opowiadań Jana Himilsbacha. Myślę, że podobnie opisywałby Warszawę tamtych lat Marek Nowakowski, gdyby miał jeszcze wówczas swój absolutny słuch na uliczną gadkę. Bo jeśli „Baśka” przypomina mi jakąś książkę, to chyba właśnie młodzieńczą „Trampolinę” Nowakowskiego. Gdyby jej autor żył, pewnie powiedziałby, że Wojtek Friedmann to świetny farmazonista.
– Piotr Bratkowski, Newsweek
Debiut literacki Wojciecha Friedmanna w nowym wydawnictwie Sokoła “Wydałem” to jedno z najgłośniejszych wydarzeń w świecie książki tego roku. “Baśka”, czyli pierwsza pozycja zaproponowana przez wydawnictwo, jeszcze przed oficjalną premierą zebrała pochlebne recenzje.
W swoim debiutanckim opowiadaniu Friedmann pokazuje, że uliczny styl języka zasługuje na uwagę i robi to w wyjątkowo wciągający, zabawny i empatyczny sposób.
,,Baśka” to krótka opowieść kilku przyjaciół, którzy spotykają się po latach w niecodziennych okolicznościach, a to staje się naturalnym bodźcem do wspomnień. Ta podróż wzrusza, bawi, jest szczera do bólu, sprawia, że zasiadamy z bohaterami do stołu i stajemy się jej częścią.
– Oskar Netkowski, WP Książki
Książka nie musi być gruba, żeby być dobra. Tę prostą prawdę przypomniał mi Wojtek Friedmann. Jego powieść “Baśka” to niecałe 100 stron, ale każda z nich jest po prostu świetna.
Proste historie można ująć w kilku zdaniach. Ale ująć te kilka zdań tak, aby wciągnęły każdym słowem – to dopiero sztuka. Wojtek Friedmann tę sztukę opanował do perfekcji. Maluje historie warszawskiej Ochoty bez skrępowania, choć mało która z nich jest godna pochwały. Każda z postaci, która przewija się na stronach, jest materiałem skrojonym na film, ale mało kto chciałby spotkać ją na swojej drodze. Może poza tytułową Baśką, w którą autor włożył tyle sympatii, co w ukochaną dzielnicę.
– Ewelina Kołodziej, NOIZZ